Angielskość oczami imigrantki

Nie będę się rozwodzić na tematy historyczne. Na temat Świętego Jerzego (Saint George) w Interencie można znaleźć morze widomosci. Polecam poczytać.
Chcę napisać o świętym Jerzym jako o angielskości, o symbolu jedności narodowej i dumie.
Anglicy są bardzo dumni ze swojego pochodzenia, ze swojej historii , z tego kim są. Oczywiście wytyka im się zarozumiałość oraz to że kolonializm wpływa na ich mentalność i postrzganie świata do dziś, czy przekłamanie historii (Enigma). Jednak ta duma pozwala im się jednoczyć w chwilach niepokoju i zagrożenia, ale nie tylko. Anglicy czują jedność i w każdym momencie są gotowi bronić swojego kraju. Kochają swoją Ojczyznę i uwielbiają swoją Królową. Monarcha nadal ma status posłannika Boga i dlatego wszystko, co związane z rodziną królewską, traktowane jest przez Anglików z należytym szacunkiem.
Dzień Świętego Jerzego (23-ego kwietnia), patrona Anglii, jest powodem do wywieszenia flagi i dumnego podkreślenia: “Jestem Anglikiem”. Organizuje się wtedy parady uliczne czy rekonstrukcje wydarzeń historycznych. Oczywiście święto patrona Anglii jest też powodem do spotkań w lokalnych pubach 🙂

Według legendy Św. Jerzy pokonał smoka, a umoczywszy miecz w jego krwi, nakreślił krzyż i w ten oto sposób powstał flaga Anglii (widoczna na zdjęciu głównym), którą Anglicy prezentują w każdej postaci – flagę wywiesza się z dumą, nakleja się ją na szybę samochodu czy nosi na koszulce, skarpetkach czy nawet bieliźnie – bez złych konotacji.
Anglicy bardzo cenią sobie życie w grupie. Doskonale współdziałają jako społeczeństwo. Świetnym przykładem na to są choćby zbiórki na cele dobroczynne i mnogość działających fundacji i organizacji. Ważne jest dla nich również odnalezienie się w lokalnych społecznościach, zarówno sąsiedzkich – spotykanie w pubach, pogawędki przez płot, wszelkiego rodzaju rady sąsiedzkie ; parafialnych – organizacja obrzędów, spotkania po mszy na kawie, herbacie czy winku i domowych ciastach; szkolnych – rady rodziców, nieformalne spotkania rodziców itp.; czy pracowniczych – wspólne lunche, imprezy pracownicze. Wykorzystują każdą okazję, by się spotykać. Uważają, że trzeba się udzielać towarzysko. Potrafią się zorganizować jeśli potrzebna jest pomoc – od zbiórki ubrań, żywności i pieniędzy po pracę na cele społeczne i bezinteresone poświęcenie własnego czasu i nieżałowanie sił.
Dlaczego to piszę? Bo uważam, że tak silnie zakorzenione poczucie wspólnoty jest mocną stroną państwa. Choć jest to kraj otwarty na przybyszy, na tolerancję , to jednak w pewnych granicach i na ich zasadach.
Chciałoby się napisać, że Anglicy nie są narodem tak skrajnie podzielonym jak Polacy w dzisiejszej dobie, jednak nie do końca jest to prawda. Jak bardzo naród jest podzielony widać w sondażach referendalnych, dotyczących wystąpienia lub pozostania w Unii Europejskiej.
Zwolennicy wyjścia z Unii, wiedzą, że Anglia świetnie sobie poradzi sama, a przeciwnicy zdają sobie sprawę, że siła tkwi we wspólnocie. Ot, i cała angielskość. Nawet przy tak odmiennych zdaniach, można zauważyć spójność, bo Anglicy wiedzą, że ich siłą jest duma i wspólnota.
PS. Jeśli kiedykolwiek będziecie w okolicach Uffington w Oxfordshare, koniecznie pojedźcie zobaczyć Białego Konia (Uffington White Horse) i Wzgórze Smoka (Dragon Hill). Według legendy to na tym wzgórzu Św. Jerzy zabił smoka, a widoczne zagłębienia w ziemi (doskonale widoczne ze wzgórza Białego Konia) powstały gdy spływała smocza krew. Jest to miejsce magiczne i jedno z moich ulubionych w Anglii. Można wejść na oba wzgórza – Dragon Hill i White Horse. Trochę tam wieje, ale wrażenia są tego warte 🙂

Anglik w Krakowie

Spotkałam dzisiaj dawnego współpracownika, Anglika. Od razu pochwalił się, że był na urlopie w Polsce, a dokładnie w Krakowie. Powiedział mi, że jest zszokowany tym, co zastał.

Bardzo pozytywnie zszkowany. Mówił, że ludzie są bardzo mili, a Kraków przepiękny. Powiedział również, że wie, dlaczego Polacy przybywają do Anglii, oraz że zdaje sobie sprawę, że był w Polsce tylko 5 dni, tylko w Krakowie i tylko na urlopie, ale że na naszym miejscu zrobiłby wszystko, żeby wrócić. Bo mamy piękny kraj, wspaniałe jedzenie, są tam cudowni ludzie, a Polska się rozwija, i że to widać.
Mój znajomy już planuje kolejnu urlop. Tym razem w Warszawie.

Wiem, że to jego subiektywna opinia, że ciągle jest w powakacyjnej euforii, ale myślę, że warto sobie wziąć do serca tego typu opinie.
Bo jeśli zawsze będzemy patrzeć na Polskę przez pryzmat niskich zarobków, tego co nam daje lub nie daje państwo, tego, że politycy to złodzieje i oszuści, że kolejki do specjalisty, to zawsze już będziemy nieszczęśliwi.
Sami musimy o siebie zadbać, a zamiast narzekać, zrobić wszystko, by Polska kroczyła w odpowiednim kierunku. Można zacząć od podstaw, uczestnicząc w wyborach parlamentarnych, udzielając się dla lokalnej społeczności, udoskonalając miejsce, w którym żyjemy.
Chcę wrócić do Polski nie dlatego, że rząd obiecał mi 500zl na nie każde dziecko, nie dlatego, że chcę robić karierę i łudzę się, że wszyscy tam na mnie czekają, ale dlatego, że tam po prostu chcę żyć. A jeśli się chce, to da się żyć.

Polacy ciągle przyjeżdżają na wyspy z nadzieją na lepsze życie, ale niejdenokrotnie doznają zawodu, sen o krainie mlekiem i miodem płynącej pryska jak bańka mydlana. Podobnie można się rozczarować po powrocie do Polski. Dlatego uważam, że wiele zależy od nas samych. Mamy wybór i powinniśmy z niego korzystać. Nie liczę na nikogo, ani na nic. Liczę na siebie. Gdziekolwiek jestem.

[zdjęcie Maciek Pelc, rzeźba Igora Mitoraja na krakowskim rynku – Eros Bendato]

Krótko o Londynie

IMG_0053
“Jedyne lekarstwo dla znudzonych życiem w gromadzie: życie w wielkim mieście. To jedyna pustynia, jaka jest dziś dostępna.” (Albert Camus)

I tak też się czułam na kolejnej wyprawie do Londynu. Nie mam pojęcia której z kolei, tyle ich było. Londyn zadziwia, pochłania, zaskakuje, ale również przeraża i bardzo męczy.
Mój Londyn to przede wszytskim galerie, muzea, wystawy i obowiązkowy spacer wzdłuż Tamizy. Uwielbiam też słuchać mówców w Hyde Parku (Speakers’ Corner).

Najwspanialsza wystawa na jakiej byłam to Dali Universe, poświęcona twórczości Salvadora Dali, a moje ulubione muzeum to British Museum. Tak, wiem, że budzi kontrowersje, ja również mam mieszane uczucia co do tego, czy te wszystkie skarby powinny być w tym miejscu, ale z drugiej strony, dzięki temu, że trafiły do rąk Anglików są wspaniale wyeksponowane i każdy może do woli je podziwiać, ponieważ wstęp jest darmowy.
Nigdy natomiast nie byłam w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds ani na London Eye. Nie czuję takiej potrzeby i jakoś szkoda mi na to czasu.

Londyn sprawia wrażenie bezkresu. Ulice to labirynt bez wyjścia, można wędrować i odkrywać rozmaitość miasta. Wieżowce dają poczucie małości, są jak mrowiska, skupiające spieszących się ludzi. Śpieszą się do pracy, na metro, na lunch, do domu… Ludzie są za to przeróżni, wielobarwni i tacy nieskrępowani. Lubię się im przyglądać, obserwować zachowania, to jak są ubrani, co jedzą. Łatwo rozpoznać kto tu przyjechał jako turysta, a dla kogo Londyn jest miejscem zamieszkania.
Londyn mnie przeraża bo jest ogromny, głośny, szybki i brudny. Jestem wrażliwa na zapachy, a w tej mtropolii ich nie brakuje. Czasem pachnie świeżymi pączkami i jedzeniem z budek, ale czasem spalinami i ciepłym powietrzem z metra. Tego zapachu chyba nie lubię najbardziej.

Mimo tego wszystkiego Londyn daje poczucie anonimowości, swobody i wolności.
Dlatego lubię tam wracać, ale nigdy nie mogłabym w nim zamieszkać.

[Zapraszam do galerii zdjęć. Po kliknięciu na zdjęcie pokaże się krótki opis]